Bieganie kontra rodzina

Nobody is BORN as a WARRIOR! You choose to be ONE. When you refuse to stay seated. You choose to be ONE, when you refuse to BACK DOWN. You choose to be ONE, when you STAND UP! After getting knocked DOWN

Bieganie kontra rodzina

Jest to dość trudny i złożony temat, zahacza o kilka punktów, a przede wszystkim:

  • mój egoizm
  • wsparcie najbliższych
  • doping najbliższych
  • dawanie przykładu.

EGOIZM

Bieganie jest to coś, co robię w głównej mierze tylko dla siebie. Te kilka razy w tygodniu mam czas dla siebie, jestem tylko ja i moje myśli. Jest to moja odskocznia od dnia codziennego, zarówno od obowiązków i stresów w pracy, jak i w domu. Jest to jednak coś, czego potrzebuję by być lepszym człowiekiem, lepszym pracownikiem a przede wszystkim lepszym mężem i ojcem. Rzuciło mi się kiedyś w oczy pewne zdanie:

You can’t pour from an empty cup, take care of yourself first.

Jest to trochę tak jak, w przypadku turbulencji w samolocie gdy wypadają maski tlenowe,  w pierwszej kolejności zakładaj ją sobie, dopiero potem pomagaj innym, w przeciwnym razie możesz po prostu nie zdążyć.

WSPARCIE NAJBLIŻSZYCH

Tutaj mogę wyróżnić dwa:

Żony

Z drugiej strony, nie jest to jednak takie proste – zadbaj w pierwszej kolejności o siebie, a dopiero potem o bliskich. Szczególnie w przypadku gdy ma się 2 małych dzieci (które co chwilę wymagają różnego rodzaju uwagi). Do czego zmierzam, do tego, że bez wsparcia najbliższych na pewno by się to nie udało.

Wprawdzie staram się poukładać mój grafik tak, by biegać/ćwiczyć gdy dzieci już śpią  lub gdy jeszcze śpią. Są jednak momenty w których sam bym nie dał rady.

Wsparcie mojej żony jest tutaj najważniejsze, szczególnie w sytuacjach awaryjnych, tak jak w przypadku mojego #wyzwanieRW, sytuacji takich pojawiło się dość sporo w trakcie tamtego miesiąca, więcej można przeczytać tutaj : http://thesorwbiegu.pl/wyzwanie-runners-world-podsumowanie-dawka-motywacji/

Bez niej nie byłbym w stanie. Nie chodzi nawet tylko o opiekę nad dziećmi, ale też mobilizację – czasami wręcz „wypchnięcie” za drzwi (tak też mam kryzysy, tez mi się czasami nie chce – ale po to jest ta druga osoba by odpowiednio zmobilizowała!).

Często jak jadę na jakieś zawody – cała trójka jedzie ze mną, w trakcie gdy ja realizuję się w biegu, żona w tym czasie stoi wzdłuż trasy wraz z córkami i dopingują – ale to będzie w późniejszym etapie.

Rodziców

Gdy są to dalsze wyjazdy – często przydadzą się dziadkowie – lub ktoś z kim można zostawić dzieci by nie męczyć ich długą podróżą.

Np. w trakcie Silesia Półmraton 2016:

silesia półmaraton

Jako że to Katowice, to z logistyką było prościej. Rodzice przyjechali po mnie o 9 żeby zabrać mnie i starszą córkę na start (żona z młodszą miała dojechać później). Dzięki temu bardziej mogłem się skupić na samym biegu. 

O 9;00 startował maraton, ja miałem jeszcze 1,5h. przebrany byłem już chwilę przed 10, pożegnałem się z rodzicami i córką i poszedłem się rozgrzewać.

Całość tutaj: http://thesorwbiegu.pl/2016-10-02-silesia-polmaraton-walka-walka-walka/

W trakcie Nocnego Półmaratonu we Wrocławiu w którym biegłem razem z żoną – córka została z teściami, z kolei wyjazdów do Warszawy – z moimi rodzicami. W momencie gdy żona byłą w drugiej ciąży – to moi rodzice wraz z bratem „eskortowali” mnie na Maraton w Krakowie. Bez takiego wsparcia – te biegi po prostu by się dla mnie nie odbyły.

KIBICOWANIE

Często widok bliskiej mi twarzy potrafi bardzo zmotywować do większego wysiłku. Dlatego staram się na każde zawody podróżować z żoną, ona dobrze wie jak ma mnie zmobilizować do intensyfikacji wysiłku. Do tego im więcej osób z grona najbliższych – tym lepiej. Za każdym razem gdy wiem, że gdzieś na trasie spotkam żonę, córki, rodziców, brata czy teściów – biegnie mi się lepiej.

Super wspominam Maraton Wrocławski w 2014r. :

Od dłuższego czasu myślałem by móc ostatnie metry

pokonać razem z moją córką Martynką (3,5 roku), na poprzednie maratony jej nie zabieraliśmy (albo za daleko, albo nie do końca wygodnie, a tutaj pojawiła się okazja więc musiałem ją wykorzystać). Ostatnie 500 metrów spędziłem

maraton wrocławski

już na lustrowaniu otoczenia – gdzie stoi moja Żona z Córką… jakieś 200 metrów przed metą je zobaczyłem – Ola podała mi Martynkę – a że było jeszcze trochę do mety – to wziąłem ją na ręce:) zmęczony ale z nowym zastrzykiem sił, kibice też ucieszeni jak zobaczyli taki fajny obrazek, ostatnie 50 metrów postawiłem ją na ziemię i złapawszy za rękę – pobiegłem do mety. Martynka bardzo zadowolona, tyle osób nas oklaskiwało, do tego po przebiegnięciu mety od razu medal – od razu jej go przekazałem:) Nie będę w stanie przelać w ten opis emocji jakie mi towarzyszyły w tym momencie. Sam maraton już mnie mocno porusza – zmaganie się z własnymi ograniczeniami, pokonywanie własnych słabości – walka ze ścianą, z własnym ciałem czy umysłem. Jak mogłem to podzielić jeszcze z rodziną… było to piękne, Żona mocno dopingowała (też wiedziała że poprawię czas), a Córka pod wrażeniem całej otoczki – te 200 metrów śmiała się na głos… a ja poza standardową euforią jaka zawsze się pojawia na widok mety w maratonie… poczułem dodatkową radość… właśnie smakowanie tych chwil z kimś kogo się kocha… nie umiem tego opisać – tego się nie da opisać, to trzeba po prostu poczuć.

Reszta tutaj: http://thesorwbiegu.pl/2014-32-maraton-wroclaw-niespodziewana-zyciowka-spelnione-marzenie/

Dodatkowo obecność rodziny, a przede wszystkim dzieci dodaje motywacji w trudnych chwilach, w trakcie największej walki ze sobą, np. podczas Maratnu w Opolu – to myśl o dzieciach czekających na mecie – pomogła mi w ogóle dobiec:

W trakcie biegu miałem ochotę zrezygnować – ale pomyślałem że jak? nie mogę!, rodzina przyjechała, córki są! nie mogę, jak miałbym im powiedzieć że nie dałem rady? Ja ?? ich bohater? Nie było takiej opcji! Przecież tata ma być niezniszczalny! Zacisnąłem więc zęby i jakoś się dowlokłem, pewno czołgałbym się jakbym musiał.

http://thesorwbiegu.pl/przygotowanie-przygotowaniem-a-maraton-i-tak-rzadzi-sie-swoimi-prawami/

PRZYKŁAD

To już ostatnie sprawa – coś co zaczęło się 4 lata temu, coś co mnie dodatkowo napędza – to że chciałbym, aby moje dzieci były wychowane w duchu sportu, a jak to najlepiej zrobić, jeżeli nie dając im dobry przykład? Dlatego cieszę się każdym momentem w którym widzą mnie jak biegam – czy to w niedzielny poranek gdy wracam z długiego wybiegnia, czy to ich obecność na zawodach. Mam nadzieję że dzięki temu same też polubią aktywność fizyczną, bo może i to oklepane hasło, ale jednak:

W zdrowym ciele, zdrowy duch.

PODSUMOWANIE

Bieganie to sport dla jednej osoby, jednak mając rodzinę – staje się już sportem drużynowym. Sam nie byłbym w stanie się realizować, ani spełniać mych marzeń, tylko dzięki mojej rodzinie, mogę to robić. I czy to sprawia, że jestem gorszym ojcem, czy mężem? Raczej nie – dzięki temu spędzamy wspólnie czas dobrze się bawiąc

 

Leave a Reply