2014 co te kilometry takie długie?? I Zakopiański Bieg Niepodległości

Nobody is BORN as a WARRIOR! You choose to be ONE. When you refuse to stay seated. You choose to be ONE, when you refuse to BACK DOWN. You choose to be ONE, when you STAND UP! After getting knocked DOWN

2014 co te kilometry takie długie?? I Zakopiański Bieg Niepodległości

Zakopiański bieg Niepodległości

Witam ponownie, dawno nic nie pisałem – a to z prostego powodu, po Poznaniu postanowiłem zrobić sobie przerwę – roztrenowanie.
Przygotowania do Poznania – w zasadzie cała Korona Maratonów Polskich były dla mnie mega wyzwaniem. (więcej TUTAJ). Gdzieś od czerwca pojawiały się jakieś małe kontuzje (w zasadzie rozwijały się poważniejsze). Mniejsza z tym, po Poznaniu zgodnie z zaleceniami Chrissie Wellington postanowiłem zrobić “roztrenowanie”. Jak zawsze po swojemu… i wziąć udział w I-waszym Zakopiański Bieg Niepodległości

Luz

6 tygodni luzu – robiłem tylko delikatne ćwiczenia na moje rozcięgno (które niestety nadal napiernicza). Raz byłem na basenie. No i tyle sportu przez ten miesiąć… w planie były kolejne 2 tygodnie… ale – pewnie – zawsze jest jakieś ale.

Zakopiański Bieg Niepodległości

Tak się złożyło że miesiąc temu byłem w Zakopanym. Lubię to miasto więc pomyślałem że na długi weekend fajnie by było też tam się przejechać. Zachęcił mnie plakat “1 Zakopiański Bieg Niepodległości” – pomyślałem że połączę dwie przyjemności – pobyt w fajnym miejscu z bieganiem… Nie wiedziałem jednak najważniejszej rzeczy… Roztrenowanie miało wyglądać tak: 2 tygodnie się obijam totalnie, potem zaczynam delikatnie truchtać (3x tydzień). 2x na tydzień basen, 2x tydzień ćwiczenia uzupełniające, po kolejnych 2 tyg zaczynam już regularne bieganie na większych szybkościach. Wyszło tak: 2 tygodnie NICNIEROBiENIA, kolejne 2 tygodnie NICNIEROBIENIA (1 raz 1,5km przepłynąłem w basenie – w czasie żółwia morskiego). Więc jak mógł pójść bieg??? heh znowu 2 opcje: super – lub nie super:P

BIEG


Po tym przydługim wstępie zaczynam. Dzisiaj (sobota 11.11) był bieg – o godz. 10.00. Po konkretnym śniadaniu zabraliśmy się za pakowanie o 9;30 opuściliśmy pokój, o 9;45 zaparkowaliśmy… spacer na start kolejne 10min. Szybkie siku no i stoję na 2 minuty przed startem i robię szybkie podsumowanie w głowie: nie było rozgrzewki, wrzuciłem w siebie duuuże śniadanie, 2 minuty temu odstawiłem duży kubek z kawą z mlekiem. Ustawiam więc strategię na bieg: będzie dobrze, w końcu w ostatnich zawodach na 10km zrobiłem 40;53. Wziąłem pod uwagę ukształtowanie terenu (1km płasko, 2 km pod górę, 2 km z góry i powtórka bo pętle po 5km). Postanowiłem że biegnę tak: pierwszy km 4;00, kolejne 2km po 4;10-4;15, następnie 2km po 3;40 i raz jeszcze powtórka… i na mecie stawiam się z poprawioną życiówką ustanowioną na co najmniej 39;59.

Motywacja

Stoję na tej starcie… słyszę HYMN. Muszę przyznać że jest to MAGICZNY UTWÓR, emocje zaczynają brać górę – po hymnie ruszamy… i biegnę, 1km czas 4;00… i szybkie podsumowanie co ze mna… wychodzi że jestem MEGA ŻÓŁTODZIÓB!. Ten miesiąc bez biegania, to był mój pierwszy dłuższy (trwający dłużej niż 5dni) odpoczynek od kwietnia 2013. Skąd mogłem wiedzieć że miesiąc przerwy i pierwszy bieg w zawodach po takim lenistwie – to najdelikatniej mówiąc – słaby pomysł?? jeszcze tego nie przerabiałem:). Jak dobiegałem do tego 1km… to już była zadyszka, kolka i pomysł by jednak pobiec tylko 5km (była taka opcja) a nie 10km. Na 2km czas spadł do 4:43 – czyli wolniej niż średnia z maratonu w Poznaniu. 3 km już totalny spadek do 5:11 – takiego czasu np. we wrześniu nie widziałem w trakcie długich wolnych wybiegań !! 5;00 to była ta magiczna bariera.

Miej respekt

Wiecie co? i tak byłem w tym momencie z siebie dumny, klapki z oczu mi już spadły. Już wiedziałem żę “roztrenowanie” to nie jest najlepszy moment na bieganie zawodów – tym bardziej nie w takim terenie. W okolicy 2,5km jest świetna cukiernia – mają pyszne faworki – ale co ja pomyślałem jak poczułem ten zapach?? że zaraz moje pyszne śniadanie wróci na zewnątrz.

Do tego miałem największą ochotę na to… by po prostu stanąć, napić się, ewentUalnie spacerkiem podejść pod górę. Pomyślałem jednak o kolejnym haśle Chrissie Wellington – never give up, always smile – no i uśmiechnąłęm się i postanowiłem dalej biec. Dodatkowo każdy zaznacza by nie stawać pod górę. Jak musisz przystanąć – stań na szczycie – bo jak staniesz w trakcie podbiegu – nie będziesz miał sił by go dokończyć. Jest w tym magia – bo przecież na szczycie i tak się człowiek nie zatrzyma, bo ma przecież drogę w DÓŁ ! więć 4:30 przez 2km były w miarę na luzie – no i kolka zaczęła przechodzić.

Powrót do gry

Pomyślałem – Marek is back to the GAME. Ale w zasadzie tylko przez parę sekund, kończy się 4km. Wraca płaskie, potem ważna rzecz – bieg na 10km na lewo, bieg na 5km na metę prosto. Widzę 2 młodych chłopców którzy mnie wyprzedzają i dają gazu. Wygląda jakby finiszowali, pomyślałem więc że biegną na 5km, no i przebiegają przez tą wąską bramkę na lewo. Ja biegnę na prawo, a tam jakiś pan chce mi zakładać medal – ZDĘBIAŁEM. Źle pobiegłem – ale cóż, biegnę dalej. Mijam Żonę której mówię że źle pobiegłem, ale się nie poddaję. Wraca do mnie fakt, że od miesiąca nie biegałem… tempo spada do 4:52, potem znowu ta górka i 5;30, 5:36. W tym momencie i tak już tylko modlę się o to by dobiec na ten 8km – bo potem z górki (tutaj link do mojego biegu: https://www.endomond…6463381/9500574 ) widac super jak profil trasy wygląda mniej więcej tak: -/\-/\.

META

Dotarłem, nie zatrzymałem się ! więc w moim mniemaniu jestem zwycięzcą ! z tego 8km już tylko w dól, więc super, ostatni zakręt, ostatnia prosta – a tam czeka Żona z Córką… więc co robię? to czego bym nie zrobił na biegu, w którym liczyłby się czas – biorę Córkę za rękę i ostatnie 300 metrów biegniemy razem:) w końcu czemu nie?? bieg i tak pod względem czasu zaliczony do straconych (finalnie 47;41 to o 7min gorzej niż na ostatnich zawodach na tym dystansie), gdyby nie te 300 metrów pewno byłoby z 45min – ale… co to za różnica ?

Do tego Martynka od rana się dopytywała czy pobiegnie ze mną… więc w zasadzie nie miałem wyjścia – powtórzyłem bieg z Maratonu Wrocławskiego. W zasadzie to była dla mnie największa frajda z całego biegu – te ostatnie 300 metrów z Córką ręka w rękę – mam nadzieję że dzięki temu, sama też kiedyś będzie biegać. Na mecie oczywiście poprosiłem by to Ona dostała medal (który tak btw jest całkiem ładny:).

Podsumowanie:


1) coś o czym jeszcze nie pisałem – muzyka. Miałem ustawioną playlistę na czas 40min +/- 1min. czyli w miarę szybkie kawałki – tym razem mi to przeszkadzało, bo wolałbym jakiś spokojniejszy hip hop czy coś w tym rodzaju, za szybka muzyka wybijała mnie z rytmu i końcówkę przebiegłem w ogóle bez.
2) roztrenowanie to roztrenowanie – jak planuję bieg (tym bardziej zawody) to muszę jakikolwiek trening w to włączyć
3) 10 km to jednak jest coś – przez ostatni rok… myślałem że 10km to pestka, bułka z masłem i inne takie tam… a okazuje się że nie! jest to dystans na którym można się porządnie zmęczyć, może chcieć się rzygać itp. itd.


4) forma jest wtedy – gdy się ją utrzymuje, miesiąc bez biegania = słaba forma, 7 minut słabiej niż ostatnio…
5) bieg Niepodległości to fajna sprawa – wszystko jest biało czerwone, słyszymy hymn, widzimy nasze flagi – jak dla mnie super, to jest pozytywne wspieranie Polskości – a nie to, co robią te “oszołomy” w Warszawie pod stadionem
6) bieg w gronie najbliższych – z najbliższymi, to jest to, co jest najpiękniejsze
7) start w zawodach bez wcześniejszego biegania podsuwa jedną myśl – i tą myśl widać wyraźnie na mej twarzy na załączonym zdjęci: “czemu te kilometry są takie długie ??

 

Leave a Reply