Biegiem przez świat, Becky Wade, recenzja

Nobody is BORN as a WARRIOR! You choose to be ONE. When you refuse to stay seated. You choose to be ONE, when you refuse to BACK DOWN. You choose to be ONE, when you STAND UP! After getting knocked DOWN

Biegiem przez świat, Becky Wade, recenzja

Miałem właśnie przyjemność przeczytania książki pt. „Biegiem przez świat” – Becky Wade. Przyznam szczerze, że bardzo lubię książki o bieganiu, od 4lat jest to mój ulubiony rodzaj lektury, jednak nie każda książka jest wartościowa i nie każdą później wspominam równie dobrze – nie mówiąc o tym, że nie do każdej chcę wrócić.

Jak było tym razem?

Może najpierw trochę o samej książce.

Becky – autorka i główna bohaterka książki, będąc jeszcze w college’u, brała udział w zawodach ligi międzyuczelnianej i dwukrotnie startowała w eliminacjach do igrzysk olimpijskich. Niestety dla niej, obyło się bez większych sukcesów. Do głównego sama zalicza udział w mistrzostwach świata juniorów w lekkoatletyce, które odbywały się… UWAGA – w Bydgoszczy.

Później – można powiedzieć że wylosowała los na loterii, otrzymała Stypendium Fundacji Thomaa J. Watsona, dzięki któremu mogła zrealizować marzenie… otrzymała fundusze na podróżowanie po świecie przez cały rok. Zdecydowała się odwiedzić kraje, które w jakiś sposób odznaczają się na mapie biegowej świata. W planie miała: Anglię, Irlandię (to raczej przypadkowo), Szwajcarię, Etiopię, Australię, Nową Zelandię, Japonię, Szwecję i Finlandię. W każdym z tych krajów spotykała się z różnymi biegaczami, mogła podglądać ich metody treningowe, żywieniowe, regeneracyjne, jak i podejście do życia oraz biegania. Przyznam… rozmarzyłem się, też chciałbym odbyć taką podróż.

Mocną stroną książki jest poczucie humoru, którym wykazuje się Becky, i taki przykład – gdy będąc w restauracji komunikowała swoim rodzicom, że wyjeżdża na rok… i że przecież jest dorosła i sobie poradzi – to akurat zjawił się kelner i wręczył je menu dla dzieci.

Kolejną dużą zaletą książki, jest właśnie ta jej przygoda, kraje które wybrała – nie wybrała przypadkowo. Dzięki temu, poznajemy historię biegania, Becky wprowadza nas w nią kraj po kraju.

W Anglii – odbywają się akurat igrzyska Olimpijskie, daje nam odczuć atmosferę sportowego święta i spotyka m.in. Usain’a Bolt’a. Wizytuje również bieżnię, na której Roger Bannister dokonał tego, co w świecie biegowym było „niemożliwym” – złamał 4 minuty na milę.

W Szwajcarii wprowadza nas w tajniki treningów wysokościowych i tego, jak wpływają na organizm.

W Etiopii poznaje zupełnie inny sposób biegania – bez zegarka, bez pomiarów – za to również na wysokości, z dużą dozą biegania poza trasą. Tam też spotyka kolejną gwiazdę Biegania – Haile Gebrselassie.

W Australii i Nowej Zelandii poznaje bardziej usystematyzowane podejście do biegania, oraz fenomen, jakim byli biegacze z Nowej Zelandii w latach 60tych i 70tych. Fenomen dlatego, że Nowa Zelandia liczy sobie jakieś 4,5 miliona mieszkańców – a była w stanie realizować z takimi tuzami jak USA (ponad 300 milionów) czy Etiopia (ponad 90 milionów).

W Japonii poznaje zupełnie inny level biegania – i zawodowego podejścia – i to wśród amatorów. Ja po raz kolejny zetknąłem się z opowieścią o mnichach, którzy przez 100 dni codziennie biegają maraton, biegając górzystą trasą…  a gdy im się to nie uda, popełniają samobójstwo. Mentalność ta jest w całym narodzie, obecnie Japonia wiedzie prym w świecie biegowym – wprawdzie nadal Etiopia czy Kenia wygrywają zawody – jednak to są jednostki. W Japonii natomiast świetnie biegają tłumy. Duży wpływ na o ma zapewne dieta, ale głównie ich mentalne podejście i duży kilometraż.

W Skandynawii również odkrywa ciekawe sposoby na bieganie jak i poznaje historię tamtych krajów.

Nie rozpisuję się w tym zakresie bardziej – bo warto to samemu przeczytać i zagłębić się w szczegóły…

Właśnie – teraz przechodzę do słabszej strony tej książki, jak dla mnie, trochę za bardzo wszystko jest „po łebkach”. Za mało szczegółów, za mało wgłębiania się w to wszystko.

9 krajów, 11 par butów, ponad 5500 kilometrów… i trochę ponad 200 stron. To jest dla mnie największy minus, za mało, za mało, za mało.

Podsumowując, książka jest całkiem przyjemna, czyta się szybko, trochę w formie pamiętnika. Dla mnie najistotniejsze było poszerzenie wiedzy w zakresie biegania, a szczególnie historii tego sportu. Po przeczytaniu czuję trochę niedosyt, bo wiem że można było więcej z tego wyciągnąć, ale zdecydowanie nie żałuję czasu, jak poświęciłem na jej przeczytanie i mogę ją z czystym sumieniem polecić.

Jeżeli ktoś z Was już też czytam, z przyjemnością poznam Wasze opinie na jej temat.

 

Leave a Reply