Greater Manchester Marathon PART1

Nobody is BORN as a WARRIOR! You choose to be ONE. When you refuse to stay seated. You choose to be ONE, when you refuse to BACK DOWN. You choose to be ONE, when you STAND UP! After getting knocked DOWN

Greater Manchester Marathon PART1

„Wszystkie marzenia mają szansę się spełnić, jeśli mamy odwagę je zrealizować.”

Moje marzenie pojawiło się w mej głowie 5 lat temu. Tuż po przekroczeniu mety pierwszego maratonu postanowiłem, że pokonam granicę 3 godzin w maratonie. Krok po kroku dążyłem do tego celu. W końcu 8 kwietnia 2018r. w trakcie Manchester Marathon miałem okazję je spełnić.

Podróż

Manchester Marathon

Do Anglii przyleciałem dzień przed biegiem. Trochę za późno bo lot był o 6, wstać musiałem więc 2:45. Ta noc zwykle jest kluczowa – bo przed samym biegiem i tak trudno zasnąć.

Manchester Marathon

Pakiet na Manchester Marathon odebrałem sprawnie (mianem pakietu określam tylko numer startowy, osoby mieszkające w Anglii dostały je pocztą, ciekawe rozwiązanie i dzięki temu kolejki po odbiór praktycznie nie było). 

Wieczór przed Manchester Marathon

Wieczorem rozplanowałem jeszcze co i jak, kiedy żel, sprawdziłem kiedy jest stacja z wodą. Ustaliłem też tempo które chciałem utrzymywać. 

Manchester Marathon

W sobotę wieczorem zasnąłem dość łatwo koło 22:30, trochę zasługa technik relaksacyjnych. Powtarzałem sobie, że jestem gotowy, że to będzie mój dzień i że #crushing3 stanie się faktem. 

Wierzyłem mocno w mój cel, od dłuższego czasu na każdym kroku to sobie powtarzałem, zacząłem wierzyć w to… że to już nie tyle pytanie czy mi się uda, ale o ile zgniotę trójkę. 

Poranek przed Manchester Marathon

Pobudka o 6:30, śniadanie: półtora bułki z dżemem i herbata. Plan był taki, wyjazd o 7:20 i siostra wyrzuca mnie jak najbliżej depozytów. Żona z córkami miały tym razem czekać dopiero na mecie. 

Była chwila czasu na nastawienie psychiczne, ostatnio jestem ogromnym fanem „Fearless motivation” kilka utworów słuchałem w kółko. Było widać moje zdenerwowanie, nie mogłem ustać w miejscu. Non stop powtarzałem sobie, że to jest mój dzień, to jest ten moment, na który tyle czekałem. 

W drodze na start

Jak to zwykle w dniu biegu ma miejsce, większość dróg prowadzących pod start była zamknięta, spotkaliśmy się więc z utrudnieniami. W momencie gdy trafiliśmy na już dość sporych rozmiarów korek – postanowiłem że idę piechotą. Jakieś 2-2,5 kilometra, ale co tam – dobra rozgrzewka. Całą trasę spędziłem na słuchaniu utworów w tym stylu:

„To jest twój czas, właśnie stoczysz bitwę z samym sobą… nie czujesz strachu, czujesz się gotowy, to jest ten moment w którym pokażesz na co Cię stać”. Psychika to moja słaba strona – nad tym muszę najmocniej pracować, a tego typu teksty trochę mnie w tym wspierają.

Prognozę pogody oglądałem od tygodnia, pierwotnie miał lać deszcz, wiać silny wiatr i temperatura koło 8-10 stopni… ten kto to prognozował, trafił w 33% bo było koło 8-10 stopni. Sama pogoda do biegania była idealna, prawie bez wiatru (a gdy już był, nauczony doświadczeniem wiedziałem co robić), do tego brak deszczu – tylko chmury. 

Błędy!

Już na początku popełniłem 2 błędy… 

  1. zapomniałem wody,
  2. zapomniałem worka na śmieci, który miał mi zapewnić ciepło. 

Pierwszy błąd w miarę szybko dało się naprawić, bo znalazłem jakąś kawiarnię i kupiłem, z drugim było gorzej. 

Mój strój startowy to krótkie (bardzo) spodnie i tank, do tego tym razem wyjątkowo rękawki… ale i tak było zimno jak cholera. Widziałem dużo osób w foliach termicznych z Asics’a, ale nikt nie potrafił powiedzieć mi dokładnie, skąd je wziął (zwykle ktoś wręczał na ulicy). Temperatura o 8:20 w okolicy 6 stopni, a ja już w stroju i czułem tylko chłód. Trochę czasu spędziłem przy depozycie – chociaż muszę pochwalić, że szło szybko. Każdy dostawał opaskę z numerkiem – co sprawiało że odbiór też był bardzo sprawny. 

Organizacja

Jeden minus to to, że najpierw kawał drogi miałem do depozytu, potem jeszcze 15 minut na start. Zacząłem w pewnym momencie się obwiać, że się spóźnię. 

Odkładałem cały czas mój ostatni rytuał – czyli rozpisanie na dłoni czasów na 10,21,30 i 40 km oraz haseł motywacyjnych:

  1. Odwaga
  2. Walka
  3. Siła
  4. Jesteś gotowy
  5. To twój czas
  6. Dasz radę

Miałem też 2 opaski z motywacyjnymi cytatami na nadgarstku:

  1. Możesz więcej niż myślisz
  2. I don’t stop when I’m tired, I stop when I’m done

Jeszcze tylko chwila… i start Manchester Marathon

Z rozgrzewki zrezygnowałem, bo uznałem, że te 3 km jakie przeszedłem są już wystarczającą rozgrzewką, a poza tym nie było czasu. 

Plan był taki, że trzymam się tempa 4:10min/km tak do 30tego kilometra, a potem zobaczymy na co jeszcze mnie stać. Wprawdzie chciałem złamać trójkę – więc tempo 4:15 min/km byłoby wystarczające… ale powiem coś w sekrecie… mam na to za słabe nerwy. Nie lubię dramatyzmu, nie lubię zbyt dużej presji (chociaż uwierzcie, że presje i tak czułem ogromną). Tempo 4:15 byłoby o tyle ryzykowne, że np. Jeden słabszy kilometr, mógłby zaważyć na wszystkim, mogłoby być 3:00:01. Nie lubię gonić wyniku, lubię na początku przycisnąć tak, by potem mieć chociaż lekki zapas. Tak zwany „Negative split” nie jest dla mnie, bo jeżeli pierwszej połowy nie mogę utrzymać z wyższą prędkością… to jak na zmęczonych nogach mam to zrobić w drugiej połowie??.

Emocje brały górę… jeszcze tylko kilka chwil… 3….2….1…. lecimy

W tym momencie mój plan legł w gruzach…

TUTAJ ciąg dalszy.

 

 

 

Leave a Reply