Wszystko ma swój koniec.

Nobody is BORN as a WARRIOR! You choose to be ONE. When you refuse to stay seated. You choose to be ONE, when you refuse to BACK DOWN. You choose to be ONE, when you STAND UP! After getting knocked DOWN

Wszystko ma swój koniec.

Czasami przeszkody bywają zbyt wielkie do pokonania… a czasami po prostu brak chęci na ich pokonanie. Czasami to po prostu koniec motywacji.

Przyznaję… Koniec motywacji

Chyba jestem Wam to winien… szczególnie, że wielu wśród Was ostatnio mnie pyta co ze mną… jak tam moje bieganie, bo gdzieś zniknąłem.

W filmie Forest Gump jest taka scena… biegnie, biegnie i biegnie… a nagle mówi: „I’m pretty tired, I think I’ll go home now”

Wiem co on poczuł. Ja też w pewnym momencie poczułem coś podobnego. Mógłbym wprawdzie z zamkniętymi oczyma wymienić z 5 wymówek… ciężko w pracy, nie wysypiam się, remont, choroby dzieci, ból kostki, ból kolana, ból rozcięgna, ileż można wstawać o 5:30? Czemu w niedzielę nie można spać do 9:00? Przecież kolejna łyżka nutelli mnie nie zabije? Do tego te sieci społecznościowe… wszystko przecież trzeba uwiecznić, jestem przykładem – czasem inspiracją, nie mogę nikogo zawieść. Coraz dalej, coraz szybciej, ciągle do przodu, z uśmiechem na twarzy – ROBOCOP nie człowiek. Co tam dwójka dzieci, co tam praca na etacie, co tam ogarnianie jedzenia, zakupów, domu a do tego kilkanaście godzin treningu tygodniowo… mógłbym tak jeszcze długo.

Pewna formuła się wyczerpała. Czemu zniknąłem? Z jednego prostego powodu… „I think I’ll go home now”. Zrobiłem, co chciałem zrobić po 5 latach biegania #crushiong3 stało się faktem… a potem mierzyłem się ze światem, który sam sobie stworzyłem pikując ostro w dół.

Gleba

Jakie były skutki końca motywacji? Luty 55km, styczeń 55km, kwiecień 17 km… podczas gdy rok wcześniej luty 190km, marzec 175km a kwiecień 218km… rok wcześniej podobnie… i tak było przez 5 lat.

Po takich kilku miesiącach jakie efekty? 7kg więcej, z 8cm więcej w pasie, a forma? Jaka forma? W maju ostatnio po raz pierwszy byłem biegać… wiecie co? Samopoczucie i tempo jak w kwietniu 2013, gdy po raz pierwszy poszedłem biegać. Wszystko przepadło. Jak w zeszłym roku tempo 4:00min/km było dla mnie w miarę komfortowe, tak teraz… 6:15? A może i więcej.

Co teraz? Nie wiem. Było wiele planów… Niektóre już nie wypaliły. Muszę wrócić do podstaw, zacząć znowu się tym wszystkim bawić, nowy cel… marzenie w głowie jest. Żeby jednak to wypaliło, muszę odzyskać radość, a przede wszystkim motywację.

To koniec TheSorWbiegu, jakiego znacie…

Teraz są dwie opcje, albo złapię nowego bakcyla… albo będzie mnie widać dużo… dużo mniej.

Trzymajcie kciuki za pierwszą opcję… jeżeli już tutaj dotarłeś/dotarłać, kliknij tutaj a zobaczysz:

6 komentarzy

  1. Jadwiga Nowak pisze:

    Trzymam kciuki całym sercem. Życzę radości z małych rzeczy gdziekolwiek się znajdziesz. Bądź szczęsliwy

  2. Romek pisze:

    A jaki kilometraż Ci wychodził w tygodniu jak łamałeś 3h w Maratonie? I nowego smart CELU Ci życzę 🙂

    • TheSor pisze:

      Hej, w zależności od miesiąca, od 200 do 350 (ale te 350 było raz). Wszystko opisałem miesiąc po miesiącu wraz z konkretnym planem treningowym 🙂 a też planujesz łamać trójkę ?
      Pozdrawiam

  3. Pawel pisze:

    Może teraz pora na rower albo triatlon jak człowiek szpinak 🙂 pozdrawiam

    • TheSor pisze:

      Hej, dopiero teraz zauważyłem:) dzięki, tak poszedłem w triathlon i zaczyna być coraz ciekawiej… niech tylko wirus odpuści a wszystko wróci do normy i motywacja na 102 🙂

Leave a Reply