2014, 32 Maraton Wrocław – niespodziewana życiówka + spełnione marzenie :)

Nobody is BORN as a WARRIOR! You choose to be ONE. When you refuse to stay seated. You choose to be ONE, when you refuse to BACK DOWN. You choose to be ONE, when you STAND UP! After getting knocked DOWN

2014, 32 Maraton Wrocław – niespodziewana życiówka + spełnione marzenie :)

Maraton Wrocław

Trudne zadanie przede mną. Półmaraton było fajnie opisać, bo było na co narzekać. Było kilka kryzysów na trasie, parę wpadek organizatorów. Człowiek lubi sobie ponarzekać, bo lepiej się uzewnętrznia – a teraz? Maraton Wrocław… i mam problem co napisać.

Przed startem Maraton Wrocław

Pierwszy raz pojechałem na maraton bez Oli. Dołączyła do mnie później i czekała razem z Martynką na mecie (też po raz pierwszy, na krótszych biegach już była). Sama świadomość że tam będą dodawała sił.
To od początku – po raz pierwszy pakiet odbierałem w dniu biegu. Biuro otwarte do 8:00 więc planowałem przyjechać najpóźniej 7:20 żeby mieć pewność że zdążę.

Sprawy organizacyjne:

  1. Parking – super sprawa, bez problemu znalazłem miejsce,
  2. Odbiór pakietu – szybko i sprawnie, po jakichś 5 minutach stania w kolejce odebrałem,
  3. Pojawił się znowu problem koszulek (tak jak w przypadku nocnego półmaratonu we Wrocławiu. Przy rejestracji wybierasz rozmiar, ale przy odbiorze pakietu znowu mówisz jaki ma być. Tym oto sposobem niektóre osoby które zamówiły L – L nie dostały bo zabrakło. Ja na szczęście mój zamówiony M odebrałem.

Na spokojnie się przebrałem, zostawiłem depozyt – znowu wszystko sprawnie i szybko.

Rozgrzewka

Za rozgrzewką przed maratonem nie przepadam – przecież czeka mnie ponad 42km biegu… więc uważam że nie ma co tracić sił. Trochę się tylko porozciągałem, parę skłonów, podskoków.

Na 5 minut przed czasem stanąłem na linii startu (w swojej strefie czasowej) i już się psychicznie nastawiałem do startu.

Założenia na Maraton Wrocław

Maraton Wrocław
Maraton Wrocław

Teraz krótko o założeniach: Maraton we Wrocławiu planowałem przebiec spokojnie, bezpiecznie. Tak by mi się nic nie przytrafiło (ostatnio piszczele dały o sobie mocno znać, rozcięgno podeszwowe również). Miał to być po prostu zaliczenie 4 z 5 maratonów do Korony Maratonów Polskich. Postanowiłem więc biec dla samej radości biegu. Do tego pogoda średnia jak na maraton: słońce, bezchmurne niebo i 18stopni o 9;00. Później już tylko cieplej. Aha no i w głowie miałem plan – w zasadzie marzenie, by raz przebiec końcówkę maratonu z córką. Maraton wyzwala we mnie bardzo dużo pozytywnych emocji. Ciężko jest to w ogóle opisać, czasami jest osiągany stan euforyczny (choć nie zawsze). Pomyślałem że jeszcze więcej tych pozytywnych emocji będzie, jak będę mógł się tym podzielić z najważniejszymi dla mnie osobami. Z Żoną dopingującą przy mecie – oraz z Córką (o efektach na końcu).

Testy

Maraton Wrocław miał też służyć wszelkiego rodzaju testom:

  1. Zegarka (w końcu mam zegarek z GPS)
  2. Wazeliny – heh tak, wazeliny aby w końcu rozwiązać problem krwawiących/swędzących sutków.
  3. Żeli energetycznych – wcześniej nie przepadałem za tego typu rozwiązaniami. Chyba pora się przekonać.
  4. Strategii – tutaj w zasadzie chodziło o utwierdzenie się w przekonaniu do Negative Split, czyli druga połowa biegu szybsza od pierwszej.
  5. Nawodnienie + inne atrakcje wodne
  6. Muzyka

Podsumowując: planowałem czas między 3:30 – 3:45. Jak na moje obecne możliwości jest w miarę spokojnym do osiągnięcia czasem (to 4 maraton i ani razu nie zszedłem powyżej 3:30)
Nie chciałem na siłę śrubować życiówkę, z uwagi na to że to był test. Sprawdzian będzie 12.10 w Poznaniu, wtedy chcę osiągnąć dobry wynik (jak poszło dowiesz się TUTAJ)

Plan planem… ale…

Maraton Wrocław
Maraton Wrocław – jest dobrze

ale oczywiście odezwała się we mnie moja ciemniejsza strona. Strona dążąca do wyników – nazwijmy to pewnością siebie i wiarą w to, że jestem po prostu dobrze przygotowany i że jestem o „level” wyżej niż rok temu gdy zaczynałem biegać. Pierwszy maraton w Warszawie 29.09.2013 idealnie w 3:30:00, więc średnio 5min/km. Wtedy to było wyzwanie, teraz uznałem że będzie to „spokojne wybieganie”. Ustawiłem się więc gdzieś w okolicy pacemakerów z balonikami na 3:30. Ruszyliśmy… Pierwsze kilometry w okolicy 4:55/km, w okolicy 2-3km przypomniałem sobie naukę z poprzedniego biegu, a mianowicie: „nie biegnij z pacemakerem”. Na początku biegu gdy startuje 4tysiące ludzi, jest ciasno, a przy pacemakerach – jest ciasno do kwadratu. Dlatego też przy zbliżającej się okazji delikatnie ich wyprzedziłem.

Trochę narzekania

Strefy startowe / czasowe

Dlaczego powinno się biegać w swojej strefie czasowej? Jak planujemy biec na 4,5h, to biegniemy tempem c.a. 6:25min/km, jeżeli wystartujemy z tymi na 3:30, to z automatu będziemy się starać dorównać ich tempu. Czyli pobiegniemy koło 5:00min/km. Jaki będzie tego skutek? Po 2km już mamy dość – a przed nami jeszcze 40… i albo nie kończymy, albo męczymy się już do samego końca i zamiast planowanego 4,5h wychodzi nam 5h i więcej. Ktoś przygotowany na bieg przez 4,5h po prostu nie jest w stanie biec z początku tempem na 3,5h. Tego się po prostu nie da. Nie piszę tego by się wywyższać że biegnę szybkim tempem. Ze mną jest tak samo – gdybym staną w złej strefie czasowej i ruszył tempem 4:00min/km (tempo na 2h48min). Nawet przez 10km jakoś dałbym radę utrzymać takie tempo ale już w dalszym etapie – to pewno w ogóle bym nie dokończył.

Jest to problem

Niestety bardzo dużo mijałem osób, które ruszyły za szybkim tempem. No i na efekty nie trzeba było długo czekać. Po 2-3km już widziałem stojące na boku zasapane osoby – za szybki start to błąd. Dla takiego biegacza demotywujące jest też to, że tyle osób go wyprzedza. Motywacja jest przecież bardzo ważna przy tak długim biegu.
Nie ukrywam też, że przeszkadza to po prostu innym ludziom. Szczególnie na początku jak i tak jest ścisk – a trzeba się przedzierać przez osoby, które biegną dużo wolniej niż dana strefa czasowa. Nie mówię o sekundach na km tylko o minutach!

Maraton Wrocław - tłok
Maraton Wrocław – tłok

Przecież i tak wyniki z maratonu są wynikami NETTO. Licznik zaczyna odliczać dopiero po przekroczeniu linii startu. Jeżeli 5 minut idziemy do tego startu – to się nie liczy (tylko pierwszych 50 zawodników jest liczona brutto).

Rowerzyści

w regulaminach jest zakaz by biegaczom towarzyszyli rowerzyści – tak trudno go przestrzegać? Wiezie wodę – są punkty odświeżania co 2,5km więc po co wozi wodę? kupcie sobie pas z bidonami jak już tych 2,5km nie potraficie wytrzymać. Chcecie pogadać? pogadajcie sobie po biegu. Nie gdy jest ciasno, a jeszcze miejsce zajmuje ktoś na rowerze – lub nawet 2 osoby jadące obok siebie (taki przypadek też widziałem – support dla jednego tylko biegacza!). Gdyby każdy chciał zabrać rowerzystę z wodą, pogawędką czy czymś w tym rodzaju – to z 4 tysięcy biegaczy zrobiłoby się 4 tysiące biegaczy i 4 tysiące rowerzystów. Jak już muszą być – to niech jadą chodnikiem lub od czasu do czasu się pojawiają, a nie jadą jak cień przez 42 km. OK, narzekania koniec.

No to biegnę ten Maraton Wrocław

Wracam do tematu. Początek biegło się przyjemnie, wprawdzie był ścisk – ale udało się pacemakerów wyprzedzić. Średnie tempo cały czas było koło 4:56, 4:54/km, najwolniejszy 4:59.
Malutkim minusem było mało widoczne oznaczenie km (małe tektury). Tak było tylko na początku – i przez tłum ludzi przegapiłem kilka takich oznaczeń. To był już ostatni minus jaki potrafiłem wymyślić.

Punkty odżywcze

Dobrze oznakowane, z daleka widziałem gdzie cukier, gdzie woda, gdzie miski z wodą a gdzie izotonik czy banan. Również nauczony doświadczeniami postanowiłem nie opuszczać żadnego punktu. Na szczęście było dużo wolontariuszy (ale o tym później bo zasługują na osobny akapicik), długie stoły i duża ilość wszystkiego co potrzebne.

Wolontariusze

Wolontariusze – bardzo bardzo bardzo Wam dziękuję. Od początku do końca, od momentu pobrania pakietu startowego po wręczenie medalu, wody/izotonika i banana na końcu… SUPER, kawał dobrej roboty. Dużo wolontariuszy, bardzo mili, za każdym razem pomocni, dziękuję szczególnie za:

  • uśmiech przy wydaniu pakietu startowego i życzenia udanego biegu,
  • podawanie wody, izotoników (mimo że czasem z narażeniem własnego zdrowia – można było oberwać latającymi wszędzie pustymi kubkami:P),
  • „prysznic” w okolicach 12km. Grupa wolontariuszy wpadła na pomysł chlapania wodą z misek – oczywiście na prośbę zawodnika – którą złapali w lot. Po tym punkcie byłem cały mokry (przy tym słońcu było to wspaniałe uczucie),
  • wylane wiadro w okolicy 25km – (również na własne życzenie),
  • medal na szyi,
  • to że nie trzeba było długo szukać wody za metą,
  • no i coś co mnie do głębi wzruszyło. Za brawa w momencie jak wchodziłem po depozyt – witano tak każdego Maratończyka. Taki prosty gest, ale sprawił mi więcej przyjemności od samego medalu – było to coś wspaniałego.

Tak więc jeszcze raz bardzo dziękuję.

Kilometry mijają…

Maraton Wrocław
Maraton Wrocław – szczęśliwy jak nigdy w maratonie 🙂

nie wiadomo nawet kiedy. Czułem się mocny. Co chwilę motywowałem się, powtarzanie jak mantrę że jestem mocny, dam radę, mogę więcej niż myślę, mam moc, mam siłę, świetnie mi idzie – tego typu rzeczy. Patrząc na zegarek faktycznie było dobrze. Patrząc na pogodę – trochę niebezpiecznie ale w końcu po to trenuję tyle ile trenuję, by w takich chwilach utrzymywać tempo – tak więc parłem dalej.

Połówka

Im bliżej połówki – tym lepiej się czułem, na półmetku zegar pokazał 1:43:42 i miejsce 578. Od tego momentu zacząłem przyspieszać, jak wcześniej miałem czasy 4:54-58min/km teraz zszedłem na pułap 4:40-48min/km. Tempo zdecydowanie szybsze niż zakładałem – ale czułem się świetnie – trzeba było to wykorzystać.

Efekty testów:

Zanim przejdę do finiszu, podsumowanie testów.

najpierw sprzęt:

  1. zegarek super, w końcu na bieżąco wiedziałem jakim czasem biegnę – a nie tylko po informacji co 1km. Pomocne narzędzie w trzymaniu tempa,
  2. wazelina super, zero otarć, zdała egzamin w 100%,
  3. żele energetyczne – chyba się przekonam. Wprawdzie do dzisiaj czuję coś dziwnego w brzuchu ale w trakcie biegu było ok, bez efektów ubocznych. Wziąłem jeden na 20 min przed biegiem, potem na 15km, 25km i 35km – w międzyczasie pół banana. Ukłon w stronę organizatorów że z daleka było widać stacje z wodą. Można było na chwilę przed zjeść żel, a potem od razu popić. Taki mały przytyk w stronę producentów żeli – naprawdę nie da się tego zrobić kwaśnego? nawet o smaku limonki czy pomidora – wszystkie strasznie słodkie,

I strategia:

  1. negative split – to jest to co mi pasuje najbardziej. Uważam że lepiej biec do połowy z lekkim zapasem – a drugą połowę już dać z siebie wszystko. Raz tylko miałem positive split w Dębnie – skończyło się to wprawdzie też na 3:30, ale był dramat. Ściana niczym mur chiński i jak pierwsze km po 4:40 a nawet 4:20, tak końcówka nawet 6:14 !! Momenty zwątpienia w bieganie, wtedy chciałem zapomnieć w ogóle o temacie biegania, w myślach tylko przeklinałem siebie za głupie pomysły:P). Docelowym w tym roku biegiem jest Poznań i wyzwanie Runner’s World – tam też planuję biec negativem,
  2. nawodnienie – zdecydowanie trzeba korzystać, z każdego punktu i to ile się da. To kolejna nauczka po BMW, o tym TUTAJ. Strategię miałem taką: 1 ewentualnie 2 kubki izo, potem woda do przepłukania gardła – a reszta na głowę, kark. Było naprawdę ciepło, dlatego przy każdym punkcie odświeżania polewałem się dużą ilością wody. Super pomysł jak wolontariusze chlapali lub też wylewali wiadra. Jedyny minus taki, że przez kolejne 500 metrów w butach chlapała woda, ale schłodzenie było ważniejsze. Stacje z wodą były jakoś co 2,5 km. Jest to optymalne rozwiązanie, mimo że dużo piłem, to i tak czułem pragnienie dobiegając do kolejnej. Gdyby były szerzej rozstawione – przy tej pogodzie mogłoby to być fatalne w skutkach dla wielu osób,
  3. znam już mniej więcej siebie – to jakiej muzyki potrzebuję, kilka kawałków ewidentnie mi podpasowało – np. 300 violin orchestra – jorge quintero albo two steps from hell strenght of a thousand men – stan euforii na maksa. W pewnym momencie czułem nie tyle że biegnę – co unoszę się kilka cm ponad trasą… takie stany to chyba tylko w trakcie medytacji można osiągnąć (lub przy użyciu mocniejszych farmakologicznych środków;).
Maraton Wrocław
Maraton Wrocław – byle do przeodu

Coraz bliżej mety Maraton Wrocław

czas na zegarku był super. Wiedziałem że życiówka pęknie (poprzednia ustanowiona w Krakowie 3:26:12). Endomondo pokazał 3:22, ja uznaję oficjalny czas czyli 3:25:21 – skąd ta różnica? ze spełnionego marzenia:). Od dłuższego czasu myślałem by móc ostatnie metry pokonać razem z moją córką Martynką (3,5 roku). Na poprzednie maratony jej nie zabieraliśmy (albo za daleko, albo nie do końca wygodnie, a tutaj pojawiła się okazja więc musiałem ją wykorzystać). Ostatnie 500 metrów spędziłem już na lustrowaniu otoczenia – gdzie stoi moja Żona z Córką… jakieś 200 metrów przed metą je zobaczyłem. Ola podała mi Martynkę – a że było jeszcze trochę do mety – to wziąłem ją na ręce:). Zmęczony ale z nowym zastrzykiem sił, kibice też ucieszeni jak zobaczyli taki fajny obrazek. Ostatnie 50 metrów postawiłem ją na ziemię i złapawszy za rękę – pobiegłem do mety.

Maraton Wrocław z córką na mecie

Martynka bardzo zadowolona, tyle osób nas oklaskiwało, do tego po przebiegnięciu mety od razu medal – od razu jej go przekazałem:) Nie będę w stanie przelać w ten opis emocji jakie mi towarzyszyły w tym momencie. Sam maraton już mnie mocno porusza. Zmaganie się z własnymi ograniczeniami, pokonywanie własnych słabości – walka ze ścianą, z własnym ciałem czy umysłem. Jak mogłem to podzielić jeszcze z rodziną… było to piękne. Żona mocno dopingowała (też wiedziała że poprawię czas). Córka pod wrażeniem całej otoczki – te 200 metrów śmiała się na głos… a ja poza standardową euforią jaka zawsze się pojawia na widok mety w maratonie… poczułem dodatkową radość… właśnie smakowanie tych chwil z kimś kogo się kocha… nie umiem tego opisać – tego się nie da opisać, to trzeba po prostu poczuć.

Podsumowując Maraton Wrocław

jako test wyszedł super. Pewność siebie zyskała z 10 punktów, cel jakim jest złamanie 3h w maratonie też jest gdzieś na widnokręgu. W Poznaniu chciałbym 3:15 – wiadomo step by step.
Miejsce 240 na prawie 4000 (46 w kategorii – jak na rok biegania całkiem nieźle:) i czas 3:25:21
Wielkie podziękowania dla organizatorów – bo Maraton Wrocław był prawie perfekcyjnie zorganizowany, z tych 4 zdecydowanie na 1 miejscu
Do tego zakończenie biegu. Widać na zdjęciu, po raz pierwszy kończę maraton z prawdziwym uśmiechem na twarzy. Uśmiechem szczęścia, radości. I to nie szczęścia że to już koniec i dalej nie muszę biec – tylko moment szczęścia zachowany w tej właśnie chwili. Tak jak komar w bursztynie. Liczy się ten właśnie moment, to on sprawił tą radość i dla takich chwil warto żyć!

 

Jedna odpowiedź

  1. […] towarzyszyły mi aż do września. Maraton we Wrocławiu przebiegłem na „luzie” http://thesorwbiegu.pl/2014-32-maraton-wroclaw-niespodziewana-zyciowka-spelnione-marzenie/ tylko po to, by przed najważniejszym biegiem tamtego roku uszkodzić rozcięgno podeszwowe. […]

Leave a Reply